Bezwładność
Mam dużą „bezwładność” jak to określiła moja przyjaciółka. Znaczy to mniej więcej tyle, że trudno jest mnie do czegoś przekonać, zachęcić, ale gdy już w coś się zaangażuję, to trudno mi przestać to czynić. W praktyce to wygląda tak, że ostatni przychodzę na imprezy, ale ostatni tez z nich wychodzę. Na wspólne wyjazdy zawsze stawiam się ostatni i kiedy już wszyscy wiedzą, czy ryby biorą, gdzie jest fajna knajpka z piwem i czy woda w jeziorze jest ciepła, ja właśnie się rozpakowuję. Ale gdy nadchodzi moment wyjazdu, telefony komórkowe są aktywniejsze, to próbuję zawsze wykombinować i przekonać innych, by ukradli codzienności jeszcze choćby jeden wieczór i zostali. Przeważnie mi się to nie udaje. Na wczasach w hotelach jest tak samo. W pierwszym dniu czynię mocne postanowienie, że nigdy nie wrócę w to miejsce więcej i bez względu na to, ile ma to kosztować, ja stąd spadam! Sypię wiązkami na biura podróży, na wszystkich winnych, którzy mnie do wyjazdu namówili. No ale tu znowu, gdy przychodzi dzień wyjazdu, znów próbuję wykombinować, by zostać jeszcze chwilę. Bo już tu wszystkich poznałem. Wiem, ile kochanek miał barman w hotelowym barze, jakie ciasto piecze córka właściciela, który mi załatwia darmowe bilety na lokalne zawody sportowe. Najdziwniejsze jest to, że często ci ludzie nie znają języków, w których się umiem porozumieć i do dziś nie mogę zrozumieć tego fenomenu, że tak wiele o sobie wiemy.
Antoniusz 03-02-2023
Dodaj komentarz